Życię w ukryciu- moja fobia społeczna
Piszę po bardzo długiej przerwie. Wiele się wydarzyło i zmieniło. Szczególnie w sferze psychicznej. Wiem, że często pisałam o tym jak bardzo jestem smutna, że mi się nic nie chce. Mam nadzieję, że takie posty się skończął. Jednak muszę to jakoś podsumować, bo te przeżycia to ogromna część mojego życia. Były przygnębiające, ale pokazały mi pewne rzeczy, których możliwe, że nie dowiedziałabym się bez nich.
Jak już pisałam, często wspominałam w postach, że jestem smutna. Wydawało mi się to normalne, ponieważ miałam tak na codzień. Niedawno, około 2 miesiące temu postanowiłam, że to musi się zmienić. Postanowiłam, że wreszcie zrozumiem co się ze mną dzieje.
Rodzina wcześniej powtarzała mi, że to tylko chandra nastolatki, że przejdzie sama. Jednak ciągnące się przez cztery lata pasmo smutku i zwątpienia w własną wartość nie jest zwykłą chandrą. Nie pozwólcie sobie wmówić, że tak musi wyglądać terez wasze życie, bo to KIEDYŚ przejdzie SAMO. Tak nie jest, po prostu. Jeśli czujecie się źle to nikt nie powinien mówić wam, że to normalny stan rzeczy.
Nie winie tu oczywiście mojej rodziny ani przyjaciół o cokolwiek związanego moim stanem, ponieważ jAnie lubię rozmawiać z drugą osobą o moich problemach, a jeśli już mi się udawało zmusić do pogawędki na taki temat to dramatyzowałam i nikt naprawdę nie wierzył w to co mówiłam. Więc nie dziwne, że nie rozumieli mojego stanu. Po prostu wychodziłam na typową nastolatkę, która uwielbia dramatyzować. Teraz wiem jak bardzo potrzebowałam wtedy pomocy i dlaczego moje wołanie o nią było takie chaotyczne i przejaskrawione. Bałam się bycią wyśmianią przez ludzi, ale chciałam aby uwierzyli w moje słowa, żeby to co im powiem ich poruszyło. A moje problemy nie były wystarczająco przygnębiające, przynajmniej tak sądził mój mózg. Jedną z dobrych rzeczy jakich się nauczyłam to jak wartościować swoje problemy. Nie porównywać ich do problemów innych. To moje życie i chcę być szczęśliwa, ale to moje problemy sprawiają, że nie jestem i muszę je rozwiązać. Nie więcej, nie mniej. Niby oczywiste, a uważałam, że nie zasługuje na fajne życie, ponieważ moje problemy są małe i głupie w porównaniu do innych ludzi. Nie da się mierzyć wszystkich ludzi tą samą skalą. Chcę rozwiązać moje problemy, ponieważ mi przeszkadzają.To nie jest egoistyczne. Żyjemy dla innych, fakt, ale nie zapominajmy o sobie. Dlatego skupiłam się na sobie i odkryłam, że jednak ludzi nie zwracają na mnie tak dużo uwagi jak sądziłam i to, że zaczęłam o siebię dbać ( w sensię o psychikę) nie zawaliło świata.
Fobia społeczna nie jest samym, nieskomplikowanym baniem się ludzi. Jest to porażający strach przed opinią innych. Żeby uwierzyć, że większość ludzi mnie nawet nie zapamięta, musiałam stoczyć istnął walką sama że sobą. Jednak udało mi się stworzyć swoją własną przestrzeń. Strefę, w której mogłam rozwijać pasję, dostrzegać pięknę rzeczy, a której nigdy nie miałam, bo skupiałam się na opini innych ludzi. W sumie ciekawe jest jak taki mechanizm działa. Usłyszałam gdzieś lub przeczytałam, że fobia społeczna wycofuje cię z normalnego życia. Fakt, teraz to widzę. Jest to najgorszy rodzaj wycofania, bo czujesz, że nie masz nad tym kontroli. Nie zapanujesz nad swoim ciałem, jeżeli podczas rozmowy z kimś zaczniesz się jąkać, pocić i czerwienić. Masz jedno wyjście ucieczkę i perspektywe unikania tej osoby przez dłuższy czas, a może i do końca życia. Przynajmniej u mnie tak to wyglądało. Z mojej strony przerażające, ze strony innych nawet zabawne. Jednak ja naprawdę unikałam tych ludzi i czasami zastanawiam się czy nie mogliby oni wnieść czegoś dobrego w moje życie. Staram się nie rozmyślać nad stratami, jednak czasami naprawdę żałuję, że nie udało mi się pokonać tego wcześniej. Nie można czekać, aż problem sam się rozwiąże. Straci się wtedy tyle cennego czasu.
Teraz staram się również odnaleźć dobre strony, oczywiście fobia nie daje korzyści sama w sobie, jednak wyleczenie się z niej ( przynajmniej częściowe, bo u mnie pozostał jeszcze tenstrach, który czasami się odzywa), pokazuje tak wiele rzeczy, których możliwe, że nie dostrzegłabym bez tego. Te rzeczy to miedzy innymi:
Jak dobrze smakuje szczęscie. Po tylu chwilach smutku, nawet wstanie z łóżka bez ochoty zamordowania kogoś to coś wspaniałego.
Jak wazne jest moje zycie. Wbrew pozorom, przy odkryciu jak bardzo ludzi nie obchodzę, zaczęłam dostrzegać swoją wartość. Paradoksalne, ale tak jest. Może dlatego, że oczekiwałam od ludzi negatywnych opinii, ale skoro ich nie ma to znaczy, że jestem ok. To brzmi banalnie, ale bardzo ciężko jest się przekonać to tych słów. Chyba każda niezbyt pewna siebie osoba o tym wie.
Jak traktowac innych ludzi, żeby nigdy ni doprowadzić ich do stego stanu, w którym ja byłam. Bo wiem co mnie do tego doprowadziło.
To co opowiedziałam to pozoru prosta historia, z przyjemnym zakończeniem. Jednak gdy czytam pierwszy raz jeszcze nie sprawdzony tekst, widzę jak dużo brakuje elementów. Staram się je napisać, ale nie potrafię ubrać w słowa fal smutku, nienawiści do siebie i bólu jaki zdarzało mi się przeżywać. To wszystko to tylko wierzchołek góry lodowej emocji. Chciałam, żeby każdy co czytał moje poprzednie posty zrozumiał dlatego pisałam to co pisałam. Z drugiej strony chcę również przedstawić moją historię jako przykład, że może być lepiej, że można nawet się wydostać z tej okropnej chorby. Bo nie ukrywajmy to co cię niszczy jest chorobą.
Dziękuję za uwagę G.M.
Ps. Brakowało mi pisania, byłam bardzo szczęśliwa mogąc się znowu podpisać tymi inicjałami.
Pps. W tym poście przedstawiam tylko moją historię i poglądy, które mi pomogły w walce z moimi problemami.
Komentarze
Prześlij komentarz